Biłam się z myślami, czy pisać ten post. Wszak odsłania moją prywatność, a nie zamiłowania do dłubania igłą, szydełkowania, klejenia. Ale i takie są potrzebne. Dla Was - którzy jesteście tu ze mną.
Zacznijmy od historii...
Miałam kiedyś koleżankę, Gosię. Niesforne rudo - brązowe loki, kilka piegów, uśmiech, dowcip, bransoletki, kolorowe stroje. Choć była ode mnie połowę mojego życia młodsza, choć znałyśmy się "tylko" z pracy, była mi niezwykle bliska. Była mi mamą, której wtedy już nie miałam. Jestem pewna, że przypadłyby sobie do serca równie mocno i stanowiłybyśmy silne trio.
Niestety ich już nie ma. Mam odeszła nagle, szybko i bez ostrzeżenia. Gosia żegnała się ze mną długo, boleśnie, w cierpieniu. Żadne pożegnanie nie jest łatwiejsze. Oba ranią i łzawią równie mocno. Do dziś. Po wielu latach.
Mamie obiecałam wychować mądrą, silną i wrażliwą kobietę. Gosi obiecałam dbać o "sprawy kobiece" i regularnie chodzić do lekarza.
Myślę, że pierwszej nie zawiodłam. Moja córka zna dobre wartości życiowe, umie podejmować słuszne decyzje, nie krzywdzi innych swoim postępowaniem, jest rozumna i rozważna...
Drugiej obietnicy przestrzegam równie mocno. Przykładnie, zgodnie z przedziałem wiekowym, umawiam się na usg piersi, wizyty do ginekologa, laboratorium, specjalistów wg potrzeby. Przestrzegam zaleceń.
Nie, nie po to by sobie szukać choroby. Aby uspokoić swoją dusze i utwierdzić się w przekonaniu, że jestem zdrowa.
Albo byłam...
I tu zaczyna się teraźniejszość...
Przychodzi marzec 2021, pół roku od ostatniej kontrolnej wizyty. Nagły, silny ból podbrzusza, omdlenie. Seria wizyt lekarskich. Na usg brzucha cień w okolicy jajnika. Duży cień. Torbiel? To nic. Zdarza się. Ale w miarę dalszych badań, kolejnych wizyt pada diagnoza - mięśniak uszypułkowany macicy. Niezłośliwy. Był przypadek w rodzinie? Tak. Babcia. Rak macicy. 5 lat od rozpoznania...
Decyzja - ciąć nie czekać. Po całości. Moja decyzja i tylko moja. Nie szukałam porad na forach, nie pytałam innych kobiet, lekarka nic nie sugerowała. To musiała być moja decyzja. Bolesna, pełna strachu i wątpliwości, ale moja.
Dlatego teraz ja melduję się w szpitalu, a Ty mój wierny czy też przypadkowy czytelniku, czytasz tę historię. Zupełnie odpartą z robótek. No chyba, że pomyślisz o chirurgu z igłą w ręku...
A na koniec, proszę Cię złóż mi obietnicę "BĘDĘ SIĘ BADAŁ/A".
źródło: www.fundacjaavalon.pl
Byśmy mogli się spotykać w pełni zdrowia na "Krzyżyku" czy też innych blogach żeby poopowiadać o naszych pasjach, pozachwycać się nowymi projektami, misternymi dłubakami, odkrywać wciąż nowe techniki, jeszcze długo i w zdrowi.
Pozdrawiam Was serdecznie i do zobaczenia ...
Agatko zdrowia życzę przede wszystkim i szybkiego powrotu do domu. Mnie przekonywać nie musisz. Mam same obciążenia genetyczne ( mama zmarła na raka w wieku 48 lat - cierpiała bardzo, tato na zawał a całe życie chorował na miażdżycę) A jak latam do lekarzy jak głupią i choć mam wiele chorób , wszystkie leczone i kontrolowane. Choć mój uważa, ze je sobie sama wymyślam, to go nie słucham i robię swoje :-)
OdpowiedzUsuńRaz jeszcze zdrówka życze.
Pozdrawiam
Dziękuję Ci Aniu.
UsuńPozdrawiam i ściskam.
I takie posty są potrzebne, bo to samo życie!
OdpowiedzUsuńZdrowia życzę😀
Dziękuję i serdecznie pozdrawiam.
UsuńJa 5lat po leczeniu raka piersi, więc wiem o czym piszesz. Życzę zdrówka, wiary, odwagi, cierpliwości i dużo siły! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZdrowia życzę.Aktualnie u mnie zakrzepica lewej nogi.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDuże dobrej energii przesyłam. Bardzo ważny wpis za który serdecznie dzięuję. Szybkiego powrotu do zdrowia. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńAgato życzę Ci zdrowia i szybkiego powrotu do sił.
OdpowiedzUsuńUściski