Z lekkim opóźnieniem, ale w końcu mogę Wam zaprezentować grudniowy raport z obcowania ze słowem pisanym...
Zgodnie z wytycznymi portalu lubimyczytac.pl grudzień miał być śnieżny. Zupełnie niespodziewanie wpadłam 3 razy w śnieżną zaspę - z kotem detektywem, krawcową i krewką babcią.
Ale po kolei. Miesiąc zaczęłam w towarzystwie ostatnich stron opisujących bunt, nowe życie i walkę o własne szczęście "przeciętnej" 40-latki. Książka dobra na przerywnik dla poważniejszej literatury i ciężkich tematów.
Po lekkim romansie i obyczajówce zawsze musi być poważniej. I była trudna miłość, dwa odmienne światy, ryzyko, policja, alkohol.
"Drzewko szczęścia" czyli pierwszy grudniowy śnieg. Lekka ale godna polecenia książka na zimowe wieczory przy kominku. A że czyta się ją szybko to nie będzie ich wiele i będzie można sięgnąć po następną książkę.
A to totalne zaskoczenie! Spodziewałam się gorących południowo amerykańskich klimatów, kaktusów i kolorowych kapeluszy z szerokim rondem, a tymczasem...Przeczytajcie sami. Książkę kupiłam dla okładki. Nic tak nie przyciąga hafciarki jak szpulka nici, ale nie żałuję. Świetnie się czyta. Gorąco polecam.
Pomna lektury "Bez mojej zgody" spodziewałam się przyjemnych chwil w towarzystwie literatury Jodi Picout (przez jedno "P"). Tym czasem śledzenie losów niespełnionego macierzyństwa a później walki o nienarodzone dzieci (zarodki) pomiędzy byłymi małżonkami sprawiało mi ból.
Po takiej lekturze musiał nastąpić reset czym lżejszym. Niczym stąpający lekko kociak, lekko podzwaniający dzwoneczkiem przy obroży "Lord" (główny bohater) wyciszył mnie po poprzedniej książce.Mam do tej książki jedyne tylko ale - zbyt szybkie i chaotyczne zakończenie. Książka ciągnie się niemal 350 stron, a rozwinięcie finału i rozwiązanie zagadki to ledwo ostatnie kilkanaście stron.
I na koniec roku długo oczekiwana przeze mnie najnowsza książka jednej z moich ulubionych hiszpańskojęzycznych pisarek. Oj kazał ten Mikołaj na siebie długo czekać! Ale czekanie sie opłaca - nie zawiodłam się na tej pisarce i liczę na kolejne "spolszczenia".
Grudzień był bardzo płodny w literaturę. 6 przeczytanych od okładki do okładki książek na łącznie 2501 stron. Jestem z siebie bardzo zadowolona.
A jak zamknęłam rok? Blisko 21,2 tys. stron! W nowym roku wystarczy mi utrzymać ten poziom. Niczego więcej od siebie nie wymagam.
P.S. I na zakończenie literackie BINGO. Choć nie wygrałam, uważam że z taką ilością "ptaszków" jestem Mistrz!
Teraz to ja jestem w totalnym szoku. Wiedziałam że dużo czytasz ale ten wynik grudniowy powalił mnie na kolana !! Ukłon do samej ziemi że w tak zabieganym miesiącu znalazłaś jeszcze czas na czytanie. Akurat tak się składa ze żadnej z Twoich książek nie czytałam, ale niektóre mam na swojej liście.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję Ci Aniu. Czytanie to zawsze dla mnie wymówka przed zabieganiem, a że trafiło mi się w grudniu 2 tygodnie urlopu to mogłam sobie pozwolić na dłuższe obcowanie z książką.
Usuń