poniedziałek, 29 października 2018

Wymiana karteczkowa na BN

Katarzyna zasypuje nas ostatnio zabawami na swoim blogu Krzyżykowe szaleństwo. Mnie osobiście bardzo to cieszy, bo bardzo lubię takie wyzwania. I dlatego, w imieniu Kasi, zapraszam Was do przyłączenia się do wspólnej zabawy.


Wszystkie szczegóły znajdziecie w poście Wymianka karteczkowa na Boże Narodzenie.

czwartek, 25 października 2018

Magic Doll - jesień


Choć na wielu grupach utworzonych na FB oraz na wielu blogach szerokie grono krzyżykomaniaków rozwodzi się pozytywnie nad wzorami, mulinami i całymi zestawami zakupowanymi na aliexpress, ja niezmiennie podchodziłam dość sceptycznie do zakupów jakby nie było w ciemno i z długim okresem oczekiwani na przesyłkę.
I tak oto, zostałam obdarowana zestawem do wykrzyżykowania Magic Doll. Od bardzo już dawna poszukiwałam tych wzorów w necie. Owszem, udawało mi się coś tam znaleźć, jednak wzory po ich wydrukowaniu były niezbyt czytelne.
Musze przyznać, że zaskoczyłam się bardzo miło prezentem - jak i jego jakością. Kanwa-porządna, gruba, dość sztywna o niewielkich dziurkach, obszyta na overlock'u. Kolory dostarczonej muliny (ponoć DMC...) ładne i wyraziste. Nitka lekko mechata, pocięta na długie pasma (50 cm), ale nie rwie się i nie niszczy przy wyszywaniu. Do zestawu dołączone 2 igły ze złotym oczkiem (trafiony gift) oraz mały błękitny pomponik (po cóż?). Wzór wydrukowany na grubej, błyszczącej kartce, bez podziału na wzór z konturami i bez konturów. I tylko ten wydrukowany wzór muszę uznać za minus. I to ogromny - zwłaszcza przy wyszywaniu przy sztucznym świetle.
A jak się wyszywało? Całkiem przyjemnie, choć musiałam mieć kilkudniowe przerwy. Kanwa jest na tyle sztywna, że igła trudno przez nią przechodzi, gdy okoliczne kwadraty są już wypełnione przez nici. A że nie używam naparstka to palec od przepychania igły na tym cierpiał. Ale i tak udało mi się wyszyć całą lalkę w pięciu podejściach (co obrazuje Wam pięć pierwszych zdjęć).
 Reasumując - jestem zadowolona. Zapewne skorzystam w przyszłości z możliwości zakupu innych Magic Dolls, bo jestem nimi zauroczona. Jeszcze nie do końca wiem jak moja jesienna panna skończy - czy na obrazku, na jaśku, a może na okładce do książki - ale wiem na pewno, że nie będzie samotna.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie dodała czegoś od siebie. I tak zamiast zwykłych "knotów" (french knot) moją lakę zdobią guziczki i cekiny. Myślę, że wpasowały się idealnie do wzoru.
Początkowo przeraziła mnie ilość konturów, jakie serwuje wzór, ale ostatecznie okazało się, że strach ma tylko wielkie oczy, a jest milusi niczym baranek.
 Poza tym jak głosi stara maksyma - tylko kontur jest w stanie wydobyć całe piękno z obrazka. Tak więc moi drodzy - ja wiem, nikt ich nie lubi - ale dzielnie dłubiemy i upiększamy swoje obrazki konturami.
I na koniec rzut oka na kartkę z wzorem. Czyż nie mam racji, że ten błyszczący papier to koszmarek? A podział wzoru na dwa osobne (z konturami i knotami oraz bez nich) byłby o wiele bardziej czytelny. Nie trzeba byłoby się domyślać jaki kolor krzyżyka jest pod...

wtorek, 23 października 2018

Jestem z Wami już rok!

Dokładnie rok temu napisałam dla Was pierwszy post. Jakiż był on nieporadny! Pisałam zachłannie i niecierpliwie, chcąc w telegraficznym skrócie pokazać Wam dorobek połowy, jak nie więcej, mojego życia. Bo krzyżykuję odkąd pamiętam, odkąd nauczyłam się trzymać igłę w palcach i odkąd rozumiałam, że trzeba ją wbić w materiał a nie w oko. Potem pojawiły się inne formy, ale raczej w formie ciekawości i urozmaicenia warsztatu niż miłości do. 
Choć moje prace rozdaję bardzo ochoczo, namówienie mnie do pokazania swojej pasji w formie bloga czy wystawy rękodzielniczej to był długi proces poparty wieloma głosami Bliskich i Znajomych Królika. Wzbraniałam się uparcie, ale cieszę się, że kropla drążyła skałę na tyle skutecznie, że dziś mogę z otwartym sercem i uśmiechem na ustach powiedzieć - nie żałuję i cieszę się bardzo.
A co dał mi ten rok? Przede wszystkim Was - obserwatorów, komentatorów, zerkaczy, sympatyków. Z każdego komentarza cieszę się jak dziecko lizakiem, a rosnącym licznikiem jaram się jak pochodnia. I dziękuję Wam, że jesteście.
I właśnie przez ten licznik zorganizowałam niedawno konkurs na blogu w łapanie jedynek.
 Konkurs wygrała Edyta, a e-mail jaki od niej dostałam niech będzie odpowiedzią dlaczego warto słuchać głosu Bliskich i Znajomych Królika i wyjść z Króliczej Norki do świata.
"Agatko, przed chwilą wróciłam z poczty i rozpakowałam przesyłkę. Wciąż jestem w szoku - spodziewałam się jakiegoś drobiazgu, a tu paczka po brzegi wypełniona wspaniałościami! Obdarowałaś mnie po królewsku. Aż mi głupio, bo ja tylko zrzut ekranu Ci przysłałam. Po prostu nie zasłużyłam na taki prezent. Wszystko ogromnie mi się podoba! Książka, której nie miałam okazji przeczytać, a której tytuł zwrócił już jakiś czas temu moją uwagę (wiadomo, lawenda;), dzięki Tobie stanie się moją lekturą na jesienne wieczory:) Zakładki do książek zawsze mnie ogromnie cieszą, a już z kocim motywem, to szczególnie. Do torebeczki aż oczy się same śmieją, tyle tam kociaków wszędzie, nawet wewnątrz - jest przepiękna. Także truskaweczki, na pewno będą stanowiły piękną ozdobę pokoju. A te szydełkowe cacuszka to chyba wyczytałaś z moich myśli - w lecie znalazłam sporo inspiracji dotyczących woreczków i poduszeczek na lawendę i większość właśnie z szydełkowymi ozdobami. A że ja sama nie potrafię takowych wykonać, już się zastanawiałam kogo by poprosić o ich wykonanie, a tu taka niespodzianka! Przepięknie Ci dziękuję za taki wspaniały prezent! Cieszę się też, że jesteś w blogowym świecie, bo jak już wspominałam mamy wiele wspólnego, a do takich pokrewnych dusz najchętniej chce się zaglądać. Ja robię to z wielką przyjemnością. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam serdecznie. Edyta"
Warto wyjść z Norki, żeby widzieć uśmiech na twarzach ludzi, żeby go wywoływać, żeby małymi gestami kolorować świat, żeby rozganiać chmury, żeby aktywować w ludziach dobro.
I choć może nie zawsze jesteśmy w nastroju do podskoków, radości i stawania się świętym, choć czasem siedzi w nas diabeł rogaty i wolimy nakryć się kołdrą w ciemnym kącie, albo upić w trupa - to nic. Normalne i ludzkie, a my tylko ludźmi jesteśmy. Święci też nimi byli zanim ktoś im aureolę na obrazku domalował.
P.S. Ech! Zrobiło się pompatycznie i wyniośle, a miało być lekko i z jajem. I jeszcze raz  - WIELKIE DZIĘKI ZE JESTEŚCIE!!🙌

niedziela, 21 października 2018

Koronkowa robota

Sezon na szydełko trwa w najlepsze. Choć kocham krzyżyki miłością pierwszą i nic nie jest w stanie nas rozdzielić (no dobra - tylko ślepota i brak czucia w palcach), zawsze w ciągu roku przychodzi taki czas gdy szydełko u mnie króluje.
Zazwyczaj pora ta nadchodzi jesienią. Gdy wieczory coraz dłuższe i ciemniejsze. Praca przy sztucznym świetle bardzo męczy moje oczy więc wybieram wówczas szydełko, bo nie muszę tak intensywnie wpatrywać się w robótkę. Mogę pozwolić sobie na zerkanie w dal lub na tv.
Tym razem z tego wieczornego machania szydełkiem wyszła serwetka  z dużą ilością łuków, wachlarzyków i pikotek. Najbardziej podoba mi się środek serwetki.
 Przed wykrochmaleniem i naciągnięciem jest jeszcze trochę "pomięta", ale już w prezentuje się całkiem ładnie.
Serwetka skończona a nici zostało jeszcze sporo. Co dalej? Następna serwetka, gwiazdki, dzwonki, a może aniołki?


piątek, 19 października 2018

Książka nie do czytania

Szaleństw z nową maszyną do szycia nie widać końca. Wczoraj zainspirowana pomysłami z Pinterest
postanowiłam napisać swoją pierwszą w życiu książkę (nie licząc tych wszystkich pamiętników z lat młodości).
 A co kryją w sobie książeczki? Przybornik na igły, szpilki, guziki. Co kto potrzebuje.
Zapiski na stronach książki można robić oczywiście dowolne, a służyć mają przede wszystkim uporządkowaniu zawartości szuflady i trzymaniu wszystkiego pod ręką. Taki przybornik można zabrać ze sobą w podróż.
Druga karta, przyszyta do okładki jest pusta  i przed wyprawą należałoby ją jeszcze uzupełnić. O koronkę można zahaczyć kilka kolorowych nitek, doszyć guziczki, agrafkę czy położyć na nią ... plasterek na rany.
 Dokładny instruktaż, w 8 krokach, możecie podejrzeć na Mikatextiles.

środa, 17 października 2018

Nowa maszyna...

Jakiś czas temu, a będzie ze dwa miesiące z hakiem, kupiłam sobie maszynę do szycia. I nie to, ze nie mam - bo mam dwie - wysłużone staruszki. Jedną odziedziczyłam po mamie - kapryśny Łucznik, w pełnej szafce. Często nie możemy się dogadać - a to luźna nitka, a to za bardzo ciągnie, a to stopka się grzeje. Drugą - piękny czarny Łucznik ze złoceniami w półszafce - odziedziczyłam po babci. Choć maszyna jest sprawna raczej traktuję, go jako zabytek i piękny mebel.
Po wielu za i przecie, po gdybaniu, namysłach i liczeniu domowego budżetu poszłam i kupiłam. Choć marzył mi się kolejny Łucznik stwierdziła, że jestem na tyle niedzielną szwaczką, że przenośna maszyna zakupiona na promocji w "lokalnym markecie" zupełnie zaspokoi moje potrzeby. Koszt był niewielki, bo 300 zł, a radość ma przeogromna.
I z radości tej maszyna jak przyjechała do domu tak stała w pudełku przez ponad dwa miesiące. Ale się doczekała. Miłość od pierwszego mruczenia silnika. Dostęp do bębenka idealny, nawlekani nitki jak po sznurku, ilość i rodzaj ściegów perfekt. Jedyne czego muszę się nauczyć to prowadzenia materiału po maszynie z wolnym ramieniem. Do tej pory zawsze miałam maszyny wtopione w blat.
Oczywiście nie mogłam nie wykorzystać wzorów z serii "ozdobne". Niby nic wielkiego, tylko małe wahnięcie, ale o ile ładniej wygląda brzeg tak obrobiony.
I mimo, że maszynowo to nie mogłam się powstrzymać przed wszyciem metki z "ręczną robótką".
A co rozdziewiczyło moją nową maszynę? Koty rzecz jasna. Dwa ostatnie koty z serii od Igiełki MB, którymi ozdobiłam poszewki na poduszki - jaśki.
A w głowie już mi świtają kolejne pomysłu na maszynę. Wszak okres świateczno - prezentowy zaczyna zbliżać się niepokojąco i pora ruszyć z upominkami.

poniedziałek, 15 października 2018

Była niebieska, jest i biała.

Pamiętacie niebieską (granatową) serwetkę z wymianki z KGosią? Zgodnie z przypuszczeniami wzór powieliłam. I pewno zrobię to jeszcze nie raz, bo bardzo mi się podoba i szybko przybywa rzędów.
Prezentuje ją Wam jeszcze przed wykrochmaleniem i naciągnięciem na szpilki, ale mam nadzieję, że i tak ucieszy Wasze oczęta.
Tym razem obyło się bez problemów ze środkiem. Nauczyłam się liczyć 😉 i 40 łuków wyszło mi za pierwszym razem. A w całej serwetce właśnie ten środek urzeka mnie chyba najbardziej. Delikatny, prosty, nie przeładowany ozdobnikami.
Choć wachlarzyki i pikotki w ostatnim rzędzie też są piękną ozdobą serwetki.
Serwetkę wrzucam do Szuflady. Może się komuś spodoba i pójdzie w świat? Będzie wówczas okazja do zrobienia kolejnej. Dla siebie 😃

sobota, 13 października 2018

Kula nr 4

I mamy półmetek. Wyszyte cztery z ośmiu kul śnieżnych z zabawy u Katarzyny.
Dziś w kulę zaklętego mamy renifera. I to nie byle jakiego, a renifera z zaprzęgu samego Świętego Mikołaja. Wygląda na dość młodego i nieco łobuzerskiego zwierzaka. Może to sam Rudolf?
A czy wiecie jak nazywają się pozostałe renifery?  Zerknijmy co podpowiada nam Wikipedia...

                 Język 
polski angielski hiszpański
Fircyk Dasher Vondín
Tancerz Dancer Danzarín
Pyszałek Prancer Saltador
Złośnik Vixen Juguetón
Kometek Comet Cometa
Amorek Cupido Cupido
Profesorek Donner Trueno
Błyskawiczny Blitzen Relámpago
Rudolf Rodolph Rodolfo

czwartek, 11 października 2018

Różowa wstążka

Pierwszego października Craftymoly ogłosiła konkurs Jesteśmy Kobietami z różową wstążką w tle.
Tematem była praca dla siebie, koleżanki, przyjaciółki słowem dla Kobiety z wykorzystaniem elementów oferowanych przez Crafty Moly lub z różową wstążką.
I choć mam w domu pudło wypchane prześlicznymi ramkami zakupionymi w Crafty Moly wybrałam drugi wariant. Tak mnie zauroczył ten psiak z wstążką w pysku, że musiałam go wyszyć. Teraz i już. Natychmiast.
Idealnie wpasował mi się w zakładkę do książki. Wyszyłam ją z resztek mulin  na gotowej taśmie o szerokości 30 oczek. Tył zakładki ozdobiłam różową flizeliną z kwiatowym motywem.

Zakładka trafi do mojej koleżanki Urszuli jako prezent imieninowy (21.10.) - zapalonego mola książkowego. Mam nadzieję, że choć motyw disnejowski spodoba jej się i będzie jej umilała wieczory z książką.

Kula nr 3

 A co kryje w sobie trzecia kula z tematu bożonarodzeniowego sal'u 2018 u Katarzyny?
Tematem jest dom. Dom schowany wśród ośnieżonych drzewek, gdzieś na skraju lasu, z oknami wypełnionymi szeptami, cieniami i półmrokiem. Z domem będącym w oczekiwaniu. W oczekiwaniu na.... pierwszą gwiazdkę, tatę, choinkę, prezenty, spokój, miłość i świąteczną atmosferę. Taki był mój dom rodzinny.
Teraz tworzę swoją własną historię i swój własny dom rodzinny. Ciekawa jestem jak będzie go opisywała za kilkanaście lat moja dorastająca (już) córka.

wtorek, 9 października 2018

TUSAL 2018 - październik

  Słoiczek nr 10. Aż mi się nie chce wierzyć, że to już tyle miesięcy upychania nitek w szklanym puzderku. Ostatnie nitki są jak wspomnienie lata, bo kolorem nawiązują do błękitu morza i nieba bezchmurnego, a tak naprawdę są to nitki po.. śnieżnych kulach.
Słoiczek już prawie pełen, ale wcale mnie to nie powstrzymuje przed kolejnymi projektami. Kolejka ich do wykonania coraz dłuższa i obawiam się, ze nie uda mi się ich wszystkich zrealizować w tym roku. Ale przecież nic straconego - w następnym roku też można wyszywać ;)
A co trafiło w tym miesiącu do słoiczka?
1. Kolejne krzyżyki Pastelowych róż.
2. Świąteczne trio.
3. Rudolf Czerwononosy.
4. Kula z łyżwiarką.
5. Kula z choinką.

sobota, 6 października 2018

Kula nr 2

 Przedstawiam Wam drugą kulę z tematu bożonarodzeniowego sal'u 2018 u Katarzyny.
Tym razem w szklaną kulę zaklęte jest drzewko świąteczne.
 Tradycyjnie choinka to drzewko świerkowe przystrojone w kolorowe bombki, cukierki, światełka. Już nie mogę się doczekać gdy w domu stanie pachnące lasem drzewko.
Moja choinka pełna jest ozdób robionych własnoręcznie lub otrzymanych od zaprzyjaźnionych rękodzielników. Pachnie tez tradycyjnymi pszenno - żytnimi piernikami z Oleśnicy. pani Danusia jest prawdziwą mistrzynią w tym fachu.

czwartek, 4 października 2018

Kula nr 1

Choć planów rękodzielniczych mam co nie miara, nie mogłam się oprzeć zaproszeniu Katarzyny do zimowej zabawy w rzucanie kulami śnieżnymi. Termin na ich wykonanie jest dość odległy, bo 23 grudnia, jednak ja oczywiście ruszyłam z kopyta. Ach ta wrodzona niecierpliwość! I zachłanność na rękodzieło!
Cała seria składa się z 8 kul w tonacji niebiesko-błękitnej. Wierna akcji Wymiatamy resztki nie korzystam z dołączonej do wzorów listy z numerami mulin, lecz wykorzystuję stare zapasy.
Pierwsza kula przedstawia łyżwiarkę na lodzie. Ubrana w zielony paltocik kręci piruety na lodzie i uśmiecha się do nas wesoło.
Ja osobiście nigdy nie miałam łyżew na nogach. Domyślam się, że moja przygoda na lodzie skończyłaby się siniakami i ... stłuczoną kością ogonową. Rolki to tez niezłe dla mnie wyzwanie. Zdecydowanie wolę rower.