Gdy tylko zobaczyłam temat marcowego wyzwania pomyślałam - łatwizna. Uwielbiam wszak poezję. Zaczytywałam się Poświatowską, Stachurą, Pawlikowską - Jasnorzewską. O! Stachurą to do bólu aż. Myślę, że pozostał we mnie do dziś.
"A ja, ja się śmieję.
Ja znam bory, knieje.
Ja znam ostatnie ziemskie łąki
Nad kwiatami tam brzęczą złote bąki"
Piosenka szalonego jakiegoś przybłędy
Gdzie zatem byłam w marcu? Kontynuowałam swoją podróż do Portugalii. Książka trafiła w moje ręce z chęci poznania klimatu tegoż właśnie kraju, ale chyba nie udało mi się go odnaleźć pomiędzy stronami "
Lalki z Lizbony".
Później wybrałam się do Włoch. Tu już jest znacznie lepiej. Czuć słońce i klimat włoskiego miasteczka. Z lekko leniwą atmosferą, ale jednocześnie żywiołowością całego wachlarza ludzkich charakterów. Zresztą już samo nazwisko autorki zapowiada, że będzie pysznie i wybornie (tytuły rozdziałów noszą nazwy włoskich potrwa).
I comiesięczne statystyki:
Mi z poezją nie po drodze, no chyba że jakieś wesołe limeryki 🙂
OdpowiedzUsuńWażne że czytasz , nie ważne co a poezji nie lubię i nie czytam. Podziwiam Cię że potrafisz tak czytać pod dyktando !!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam