poniedziałek, 17 maja 2021

L 4

Biłam się z myślami, czy pisać ten post. Wszak odsłania moją prywatność, a nie zamiłowania do dłubania igłą, szydełkowania, klejenia. Ale i takie są potrzebne. Dla Was - którzy jesteście tu ze mną.
fot.: Michał Woźniak /East News

Zacznijmy od historii...

Miałam kiedyś koleżankę, Gosię. Niesforne rudo - brązowe loki, kilka piegów, uśmiech, dowcip, bransoletki, kolorowe stroje. Choć była ode mnie połowę mojego życia młodsza, choć znałyśmy się "tylko" z pracy, była mi niezwykle bliska. Była mi mamą, której wtedy już nie miałam. Jestem pewna, że przypadłyby sobie do serca równie mocno i stanowiłybyśmy silne trio.

Niestety ich już nie ma. Mam odeszła nagle, szybko i bez ostrzeżenia. Gosia żegnała się ze mną długo, boleśnie, w cierpieniu. Żadne pożegnanie nie jest łatwiejsze. Oba ranią i łzawią równie mocno. Do dziś. Po wielu latach.

Mamie obiecałam wychować mądrą, silną i wrażliwą kobietę. Gosi obiecałam dbać o "sprawy kobiece" i regularnie chodzić do lekarza.

Myślę, że pierwszej nie zawiodłam. Moja córka zna dobre wartości życiowe, umie podejmować słuszne decyzje, nie krzywdzi innych swoim postępowaniem, jest rozumna i rozważna...

Drugiej obietnicy przestrzegam równie mocno. Przykładnie, zgodnie z przedziałem wiekowym, umawiam się na usg piersi, wizyty do ginekologa,  laboratorium, specjalistów wg potrzeby. Przestrzegam zaleceń. 

Nie, nie po to by sobie szukać choroby. Aby uspokoić swoją dusze i utwierdzić się w przekonaniu, że jestem zdrowa.

Albo byłam...

I tu zaczyna się teraźniejszość...

Przychodzi marzec 2021, pół roku od ostatniej kontrolnej wizyty. Nagły, silny ból podbrzusza, omdlenie. Seria wizyt lekarskich. Na usg brzucha cień w okolicy jajnika. Duży cień. Torbiel? To nic. Zdarza się. Ale w miarę dalszych badań, kolejnych wizyt pada diagnoza - mięśniak uszypułkowany macicy. Niezłośliwy. Był przypadek w rodzinie? Tak. Babcia. Rak macicy. 5 lat od rozpoznania...

Decyzja - ciąć nie czekać. Po całości. Moja decyzja i tylko moja. Nie szukałam porad na forach, nie pytałam innych kobiet, lekarka nic nie sugerowała. To musiała być moja decyzja. Bolesna, pełna strachu i wątpliwości, ale moja.
 
Dlatego teraz  ja melduję się w szpitalu, a Ty mój wierny czy też przypadkowy czytelniku, czytasz tę historię. Zupełnie odpartą z robótek. No chyba, że pomyślisz o chirurgu z igłą w ręku...
 
A na koniec, proszę Cię złóż mi obietnicę "BĘDĘ SIĘ BADAŁ/A".
 

Byśmy mogli się spotykać w pełni zdrowia na "Krzyżyku" czy też innych blogach żeby poopowiadać o naszych pasjach, pozachwycać się nowymi projektami, misternymi dłubakami, odkrywać wciąż nowe techniki, jeszcze długo i w zdrowi.

Pozdrawiam Was serdecznie i do zobaczenia ...

8 komentarzy:

  1. Agatko zdrowia życzę przede wszystkim i szybkiego powrotu do domu. Mnie przekonywać nie musisz. Mam same obciążenia genetyczne ( mama zmarła na raka w wieku 48 lat - cierpiała bardzo, tato na zawał a całe życie chorował na miażdżycę) A jak latam do lekarzy jak głupią i choć mam wiele chorób , wszystkie leczone i kontrolowane. Choć mój uważa, ze je sobie sama wymyślam, to go nie słucham i robię swoje :-)
    Raz jeszcze zdrówka życze.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. I takie posty są potrzebne, bo to samo życie!
    Zdrowia życzę😀

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja 5lat po leczeniu raka piersi, więc wiem o czym piszesz. Życzę zdrówka, wiary, odwagi, cierpliwości i dużo siły! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdrowia życzę.Aktualnie u mnie zakrzepica lewej nogi.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Duże dobrej energii przesyłam. Bardzo ważny wpis za który serdecznie dzięuję. Szybkiego powrotu do zdrowia. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Agato życzę Ci zdrowia i szybkiego powrotu do sił.
    Uściski

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze.
To wasza obecność tu daje mi motywację do działania.
Komentarze reklamowe oraz obraźliwe uznane są za spam i usuwane.